Archiwum miesiąca: sierpień 2017

Ostatni etap szwajcarskich wojaży

Dzisiaj, po bardzo przyjemnej jeździe, przy słonecznej pogodzie, dobrnąłem do końca mojej szwajcarskiej przygody. Będę ją ciepło wspominał. Mili ludzie, piękne widoki, ciężkie podjazdy i słoneczna pogoda.
Ostatni etap to jazda wzdłuż jeziora linii brzegowej Maggiore. Etap podobny do wczorajszego. Znów jadłem makaron i lody. Włosi są straszni na drogach, nie znają języków obcych, mają wszędzie burdel, ale na jedzeniu to się znają!

Włoska część wyprawy

Dzisiaj przyjechaliśmy do miejscowości Brissago, znajdującej się niedaleko Locarno.
Jest to etap, gdzie kilometry same się nabijają, pogoda dopisuje i teoretycznie, nie ma podjazdów.
Żeby się tu dostać, musiałem wjechać autem na ponad 2000 m.n.p.m. Potem musiałem trzy razy zatrzymać awaryjnie auto bo jakiś kierowca z Włoch postanowił wziąć zakręt na moim pasie.
Na szczęście udało się opanować sytuacje. Teraz siedzę na tarasie, popijam białe wino i jest dobrze 😉

Po drugiej stronie gór

Po drugiej stronie gór

21.08 pojechaliśmy na drugą stronę gór. Podróż zaczęła się szybkim zjazdem, w niskiej temperaturze, momentami było zalediwe 11 stopni Celsjusza.
Etap ten szybko jednak się skończył i zaczął się podjazd, który mógł twać około 35 kilometrów, po około 25 skończyliśmy jjednak bo musieliśmy wrócić wcześniej by posprzątać domek, który zajmujemy, ponieważ takie są zasady, że opuszczający muszą go po sobie posprzątać.
Na południowej stronie stoku było znacznie cieplej – około 20 stopni Celsjusza. Podjazd nie wydawał się być też bardzo stromy. Widoki, moim zdaniem były znacznie atrakcyjniejsze niż te z Zermattu. Przypominały mi Norwegię, z jej skalistymi górami, porośniętymi iglakami. Z tą tylko różnicą, że tutaj góry mają ponad 2-3 tyś. metrów, a bywają wyższe.
Zjazd też okazał się niezbyt lekki. Bardzo silny wiatr sprawiał, że trzeba było pedałować, gdy nachylenie jezdni miało mniej niż 7%. Mimo to udało się wrócić, a ja idę spać bo jutro rano przenosimy się do kolejnej miejscowości.

Zermatt i Matterhorn

Z racji tego, że przez ostatnie kilka dni nie miałem Internetu, dziś zamieszczam zaległe posty.
19.08 po przyjeździe, zdecydowaliśmy solidarnie, że jesteśmy zmęczeni i robimy sobie przerwę. Przydało się to. Mogliśmy odpocząć i zregenerować się.
20.08 pedałowaliśmy do miejscowości Zermatt i dalej, mieliśmy wjechać pod Matterhorn. W Zermatcie, zdecydowaliśmy jednak, że droga jest zbyt trudna i wjechaliśmy na miejsce przeznaczenia kolejką.
Początkowo, plan zakładał, że zjedziemy stamtąd na rowerach. Ja jednak, szybko stwierdziłem, że to nie dla mnie. Trzeba było jechać ścieżkami pełnymi ostrych kamieni, które były jedynie wydeptane przez turystów i które miały kilkanaście procent spadku. Zdecydowaliśmy jednak, że spróbujemy, ale szlaki były źle opisane i po zjeździe 600m okazało się, że jesteśmy na stacji kolejki, z której nie ma rozsądnego zjazdu i trzeba by się cofnąć po ścieżce mającej czasami około 20% kilka kilometrów.
Wróciliśmy więc pociągiem na dół.
Stwierdzam, że chyba się starzeję bo naprawdę mi się nie podobało. Pszczoła z sakwą zachowywała się mało posłusznie, a wokół były jedynie rowery z pełnym zawieszeniem lub przeznaczone do dowwnhillu.
No cóż, starość.. 😉
Sama mieścina może i jest całkiem ładna, ale z powodu natłoku turystów

przypomina Krupówki. Brakowało tylko oscypków, papuci z owcy i ciupag. Zdecydowanie nie mój klimat!

Przełęcz Kleine Scheidegg, czyli pedałowanie pod Północną Ścianą Eigeru

Dzisiaj mieliśmy w planach podjechać, jak najbliżej Eigeru. Trudność polegała na tym, że nie mieliśmy dużo czasu bo szło załamanie pogody, a zanim ono nastało panował niemiłosierny upał. Droga na przełęcz jest bardzo stroma. Jest w większości pokryta asfaltem, ale mimo to jedzie się po niej ciężko. Ostatnie kilkaset metrów podjazdu ma nawierzchnię szutrową. Jest przy okazji mega strome. Z moimi umiejętnościami, trzeba było pchać rower. Pod koniec skończyła mi się bateria w aparacie… na szczęście, nie był to jedyny aparat!
Na górze mogliśmy zjeść obiad, podziwiając góry. Zjazd był równie niełatwy. Szuter był bardzo grząski i nierówny, a ja trochę szybko jechałem 😉
Udało się uciec przed burzą. Chwilę po zapakowaniu rowerów do auta zaczęło lać, że nie było widać świata.

Grosse Scheidegg i inne

Dzisiejszy etap podróży to wspinaczka, na przełęcz Grosse Scheidegg, położoną na wysokości 1962 metrów nad poziomem morza. Stamtąd pomknęliśmy ostro w dół do miejscowości Istelwald by na koniec wrócić do Grindelwaldu.
Upał i ostre słońce, bardzo dawały się we znaki. Na szczęście, co chwilę znajdowaliśmy źr

ódło, w którym mogliśmy uzupełnić wodę. Tutejsze źródła mają pyszną wodę, a jej chłód sprawia, że szybko wracają siły do dalszych zmagań z drogą.

 

Jungfraujoch

Przyszedł czas, że zapragnąłem mieć przerwę w trakcie wyprawy. Podczas obecnego wyjazdu, odpoczynek od roweru przypadł w miejscowości Grindelwald, skąd pojechaliśmy kolejką na przełęcz Jungfraujoch. Po drodze można zobaczyć z bliska północną ścianę Eigeru, która dziś, przez większość dnia była za chmurami. Na końcowej stacji znajduje się ośrodek, z którego można obejrzeć lodowiec Aletsch, największy lodowiec Alp, Moncha, Jungfrau, jaskinię wykutą w lodowcu i wiele innych. Po wjeździe na blisko 3500m czułem się jak po tygodniu picia. Miałem zadyszkę po kilku krokach, głowa mało mi nie eksplodowała, jednak uważam, że było warto. Widoki oceńcie sami 😉

Okolice Engelbergu

Dzisiejszy, w przeważającej części słoneczny dzień, spędziliśmy na podjeździe do wioski Engelberg. Wioska położona jest w bardzo malowniczej dolinie. Dostaliśmy się tam drogą MTB. Był naprawdę spory wycisk. W pewnym momencie musieliśmy prowadzić rowery.
Wracaliśmy stamtąd jednak normalną drogą (ku mojej rozpaczy) bo szło na burzę. Ta mimo wszystko złapała nas, ale udało znaleźć się nam schronienie i przeczekać najgorsze.

Glaubenberg Passhoehe

Dzisiaj przenieśliśmy się autem w okolice Lucerny.
Plan zakładał zdobycie przełęczy Glaubenberg – 1000m podjazd. Udało się, chociaż panował niemiłosierny skwar. Momentami temperatura zbliżała się do 40 stopni Celsjusza. Na szczęście po drodze mieliśmy kilka źródeł, z których płynęła zdatna do picia, zimna woda.
Okolice są tu przepiękne. Wspaniałe jeziora, zielone łąki, lasy ze starymi drzewami.
Mękę podjazdu zrekompensował oczywiście szybki zjazd 😉

Okolice jeziora Bodeńskiego

Wczoraj dotarliśmy do Szwajcarii – miejsca kolejnej wyprawy.
Śpimy w uroczym miejscu, blisko jeziora Bodeńskiego. Dziś zwiedzaliśmy Austriacką część jego wybrzeża. Delikatna jazda, 68km, z podjazdem na koniec, mającym do 20%.
Póki co, pogoda dopisuje i z tego cieszę się najbardziej!