Archiwum miesiąca: marzec 2020

Stelvio

Przełęcz Stelvio przewijała się w moich planach od kilku lat.
Zawsze chciałem zrobić zdjęcie serpentyn widocznych z przełęczy.
Wszyscy radzili by podjeżdżać ją od strony Bormio. Kilka osób radziło też żeby dać sobie spokój z tą przełęczą bo może widoki po drodze są ładne, ale jeździ tam mnóstwo pojazdów i przez to jest obrzydliwie. Ustaliliśmy więc, że alternatywnie wybierzemy się na przełęcz Gavia, która jest nieco z niższa, ale mniej uczęszczana i bardziej wymagająca.
Na miejscu czekała na nas niespodzianka – w dniu, w którym chcieliśmy podjeżdżać, odbywa się impreza Stelvio for life i z tego powodu droga będzie zamknięta dla pojazdów mechanicznych (z wyłączeniem rowerów elektrycznych).
Rano przywitało nas piękne słońce. Droga bez samochodów nie była bardzo wymagająca. Jej średnie nachylenie to 9%. Widoki były naprawdę cudowne. Jednak powyżej 2000mnpm się skończyły i zacząłem mieć kryzys. Nie chciało mi się oglądać hal, zwłaszcza, że zaczynało padać. Na szczęście moja towarzyszka wyrwała ostro do przodu i musiałem ją gonić.
Tuż po wjechaniu na szczyt zdarzył się cud – wyszło słońce. Okienko pogodowe trwało na tyle długo, że mogliśmy zrobić sporo pamiątkowych zdjęć.
Po sesji rozpoczęliśmy zjazd. Nie był najprzyjemniejszy bo zaczęło bardzo mocno wiać. Wiatr był tak silny, że w pewnym momencie ciężko było rozwinąć prędkość powyżej 20 km/h.
Na zjazdach muszę zwykle czekać na moją towarzyszkę. Podobnie było i tym razem . Po którymś przystanku umówiliśmy się, że poczekam na nią na dole. Dojechałem na dół, gdzie stali Carabinieri blokujący wjazd na przełęcz i widzę, że dzieje się jakieś zamieszanie. nagle jeden wsiada w auto i jedzie do góry, a drugi zostaje.
Czekam minutę, dwie dziesięć i już zaczynam się złościć, że trochę długo czekam.. Nagle widzę widzę moją towarzyszkę. Już z daleka dostrzegłem, że jest roztrzęsiona.
– Co się stało? – Pytam.
– Chwilę po tym jak ruszyliśmy, jakieś 100 metrów za tobą na drogę spadła lawina.. kilka małych kamieni i jeden, który miał 2 metry średnicy! Zatrzymaliśmy się z ludźmi i czekaliśmy bo nie wiedzieliśmy czy nie poleci coś więcej. Odczekaliśmy chwilę i uciekliśmy na dół. – Odpowiedziała.
– Hmm, widzisz, tak zasuwałem w dół, że pęd powietrza ściągnął z góry lawinę – starałem się zażartować, ale w tym momencie nie rozbawiło to koleżanki.
Wróciliśmy do Bormio, gdzie postanowiliśmy uczcić zdobycie góry stekiem z jelenia w restauracji, którą znaleźliśmy dzień wcześniej i w której jedzenie bardzo nam zasmakowało.