Dzisiaj przyjechaliśmy do miejscowości Brissago, znajdującej się niedaleko Locarno.
Jest to etap, gdzie kilometry same się nabijają, pogoda dopisuje i teoretycznie, nie ma podjazdów.
Żeby się tu dostać, musiałem wjechać autem na ponad 2000 m.n.p.m. Potem musiałem trzy razy zatrzymać awaryjnie auto bo jakiś kierowca z Włoch postanowił wziąć zakręt na moim pasie.
Na szczęście udało się opanować sytuacje. Teraz siedzę na tarasie, popijam białe wino i jest dobrze 😉
Archiwum dnia: 22 sierpnia, 2017
Po drugiej stronie gór
Po drugiej stronie gór
21.08 pojechaliśmy na drugą stronę gór. Podróż zaczęła się szybkim zjazdem, w niskiej temperaturze, momentami było zalediwe 11 stopni Celsjusza.
Etap ten szybko jednak się skończył i zaczął się podjazd, który mógł twać około 35 kilometrów, po około 25 skończyliśmy jjednak bo musieliśmy wrócić wcześniej by posprzątać domek, który zajmujemy, ponieważ takie są zasady, że opuszczający muszą go po sobie posprzątać.
Na południowej stronie stoku było znacznie cieplej – około 20 stopni Celsjusza. Podjazd nie wydawał się być też bardzo stromy. Widoki, moim zdaniem były znacznie atrakcyjniejsze niż te z Zermattu. Przypominały mi Norwegię, z jej skalistymi górami, porośniętymi iglakami. Z tą tylko różnicą, że tutaj góry mają ponad 2-3 tyś. metrów, a bywają wyższe.
Zjazd też okazał się niezbyt lekki. Bardzo silny wiatr sprawiał, że trzeba było pedałować, gdy nachylenie jezdni miało mniej niż 7%. Mimo to udało się wrócić, a ja idę spać bo jutro rano przenosimy się do kolejnej miejscowości.
Zermatt i Matterhorn
Z racji tego, że przez ostatnie kilka dni nie miałem Internetu, dziś zamieszczam zaległe posty.
19.08 po przyjeździe, zdecydowaliśmy solidarnie, że jesteśmy zmęczeni i robimy sobie przerwę. Przydało się to. Mogliśmy odpocząć i zregenerować się.
20.08 pedałowaliśmy do miejscowości Zermatt i dalej, mieliśmy wjechać pod Matterhorn. W Zermatcie, zdecydowaliśmy jednak, że droga jest zbyt trudna i wjechaliśmy na miejsce przeznaczenia kolejką.
Początkowo, plan zakładał, że zjedziemy stamtąd na rowerach. Ja jednak, szybko stwierdziłem, że to nie dla mnie. Trzeba było jechać ścieżkami pełnymi ostrych kamieni, które były jedynie wydeptane przez turystów i które miały kilkanaście procent spadku. Zdecydowaliśmy jednak, że spróbujemy, ale szlaki były źle opisane i po zjeździe 600m okazało się, że jesteśmy na stacji kolejki, z której nie ma rozsądnego zjazdu i trzeba by się cofnąć po ścieżce mającej czasami około 20% kilka kilometrów.
Wróciliśmy więc pociągiem na dół.
Stwierdzam, że chyba się starzeję bo naprawdę mi się nie podobało. Pszczoła z sakwą zachowywała się mało posłusznie, a wokół były jedynie rowery z pełnym zawieszeniem lub przeznaczone do dowwnhillu.
No cóż, starość.. 😉
Sama mieścina może i jest całkiem ładna, ale z powodu natłoku turystów
przypomina Krupówki. Brakowało tylko oscypków, papuci z owcy i ciupag. Zdecydowanie nie mój klimat!