Archiwum miesiąca: sierpień 2014

Szczecin – Niederfinow – Myślibórz – ?

Ten weekend jest bardzo mocno rowerowy. Dwa samotne, długie dni, pełne wrażeń. Do rzeczy:

Dzień 1:
Take me down, take me down, to the meadows of green – ciągle nuciłem sobie podczas jazdy wzdłuż Odry. Zaczęło się od przejazdu przez Puszczę Bukową, kilku wiosek i Gryfina. Tereny te znam dość dobrze, więc szło nieźle. Prawdziwy trip zaczął się w za wioską Mescherin, gdzie zza lasu wyłoniła się Odra z terenami zalewowymi z jednej strony i zielone łąki z drugiej. Trasa biegnie cały czas po wale przeciwpowodziowym, więc jest płaska i szybka. Po drodze mija się mnóstwo ptaków i pasących się zwierząt. W miasteczku Schwedt postanowiłem zrobić sobie przerwę na obiad. Zjadłem pizzę turecką w pierwszym, napotkanym kebabie i pomknąłem dalej. Teraz już w nieznane, gdyż już wcześniej byłem w Schwedt na rowerze.
Trasa, którą wyznaczył mi serwis openrouteservice.org biegła wzdłuż wału, aż do miejscowości Lunow, gdzie skręcała w las. Las ten okazał się być niezbyt przyjemny. Mój licznik pokazywał, że przejechałem już ponad 80 km, a teraz zaczął się bruk. Jakbym Chciał jeździć po bruku to zostałbym w Puszczy Bukowej! Po jakichś 20 kilometrach jazdy po „Niemieckiej Puszczy Bukowej” stwierdziłem, że lepiej będzie poszukać alternatywy. Postanowiłem tak bo nie jest mądrze jeździć po głębokich lasach, poza jakimkolwiek szlakiem w obcym państwie. Dodatkowo w lesie tym nie miałem zasięgu GSM, więc nawet nie mógłbym wezwać pomocy.
Wyjechałem w miasteczku Liepe, bardzo ładne niemieckie miasto. Stamtąd już tylko 5 km do podnośni statków i kolejne 5 do pola namiotowego (niestety, skręciłem źle i zrobiłem jeszcze ze 3 😉 ).
Na polu miałem wynajęty domek, a w zasadzie budę zbitą z desek, z dwoma łóżkami i podłogą z cegły rozbiórkowej. Pani właścicielka była bardzo przerażona tym, że chcę do domku wstawić rower (nie wiem, czy bała się, że rower zniszczy cegły, czy co?), ale jakoś to przetrawiła. Łóżko było wygodne, zasnąłem szybko. Mam fajny śpiwór puchowy, więc było mi bardzo ciepło (momentami, aż za ciepło 😉 ).

Dzień drugi:
Rano wstałem i pojechałem zwiedzać podnośnię. Jest całkiem fajna, ale trzeba wjechać na górę. bo na dole to po prostu kawał konstrukcji z nitowanej stali i betonu. Na górze jest świetny widok, fajnie wyglądają wciągane statki i w ogóle, jakoś czuć majestat miejsca.
Kiedy jechałem do pochylni, zobaczyłem znaki, że z Niederfinow do Lunow jest droga rowerowa…
Do miejscowości, w której chciałem przekroczyć granicę też była, dlatego olałem GPS i pojechałem po znakach. Bez problemu dotarłem do Osinowa dolnego i… wróciłem na szlak, wyznaczony przez GPS… Oj, poleciało dużo brzydkich słów pod adresem tego serwisu… Ta droga była albo brukowana, albo piaszczysta. Tak grząska, że momentami nie dawało się jechać. Kiedy dotarłem do asfaltu, postanowiłem, że lepiej jest jeździć z TIRami po głównych drogach niż ciągnąć się po lesie 10 km/h. Po ok 70 km, miałem wielki kryzys, który trwał, do końca.
Dojechałem na ogród rodziców, gdzie mama zagoniła mnie do zrywania aronii. Urwałem całe wiadro!
Potem, już w łóżku, trochę pomęczyły mnie kurcze w nogach.

Dzień 3:
Dziś jestem zmęczony, ale spokojnie dam radę dojechać do Szczecina. Niestety, mamusia kusicielka chce, żebym został na obiedzie to mi zrobi pierogów z jagodami.. Co tu robic?!

Edit:
Jestem leniwym łasuchem, wracam autem! ;)Odkryłem, że da się tu wstawiać całe galerie… cool, będzie łatwiej przeglądać fotki!

 

Rumunia w krótkim podsumowaniu

Minęło już trochę czasu od wyprawy, więc czas na krótkie jej podsumowanie.
Jak było?
Bardzo pozytywnie. Rumunia to kolorowy kraj, pełen kontrastów. Z jednej strony wielka bieda i wioski, nie posiadające nawet dróg asfaltowych, z drugiej ogromne miasta pełne drogich aut.
Jest to też kraj bezpieczny. W zasadzie niepewnie czułem się raz, gdy podczas pierwszego dnia przejeżdżaliśmy przez dzielnicę cygańską. Po kilku dniach okazało się jednak, że nawet w dzielnicach cygańskich, nikt rowerzystów nie zaczepia.
Wszyscy mówili, że należy bać się psów. Dzikie psy tak się boją ludzi, że uciekają z podkulonym ogonem jak tylko widzą ludzi. Dwa razy wyskoczyły na nas psy pasterskie, ale zaraz były zabierane przez pasterzy.
Drogi są (chociaż bezdroża też są fajne;)). Zdarzają się gładkie asfalty, dziurawe asfalty, gładkie szutry, dziurawe szutry, drogi z płyt betonowych i każde inne. Główne drogi są pełne aut. Każdy chyba widział filmiki „jak się jeździ w Rosji”. Myślę, że „Jak się jeździ w Rumunii” zrobiłoby równie wielką furorę. Po głównych drogach naprawdę jeździ się z duszą na ramieniu! TIR na TIRze, auta wyjeżdżające na czołówkę to standard. Boczne drogi mają często nieco gorszą nawierzchnię, ale są praktycznie puste. Jak już jedzie nimi auto to zwykle trąbi z daleka. Nie jest to trąbienie po polsku, mówiące „spierdalaj z drogi!” tylko informujące „jestem z tyłu i uważam na Ciebie, Ty także bądź ostrożny”. W dużych miastach jest dużo dróg rowerowych i kierowcy raczej ustępują rowerzystom na każdym kroku. Pewnie dlatego nasza pani pilot przeżyła tę wycieczkę. 😉
Ludzie są nastawieni przyjaźnie. Jeżeli pytaliśmy o coś tubylców, na przykład o restaurację, to nawet jak nie mieliśmy wspólnego języka, dawali nam wskazówki na migi albo po prostu nam prowadzili nas na miejsce. Mimo, że na wioskach jest biednie, to każdy szanujący się gospodarz ma zadbany płot i pomalowany dom. Tamta wieś jest znacznie bardziej kolorowa i zadbana niż nasza!
Krajobrazy są przepiękne. Wysokie i długie pasma górskie, malownicze drogi, pola pełne słoneczników, konopi i chmielu, pagórki, które wyglądały, jakby ktoś je namalował, pasące się zwierzęta, ogromne krzewy róż zostaną mi w pamięci na bardzo długo.Ludzie z wyprawy okazali się przesympatyczni. Z częścią udaje mi się utrzymywać kontakt do dziś. Czy jeszcze długo będziemy do siebie pisać? Nie wiem, ale sprawili, że ta wyprawa była dużo lepsza!
Podczas wyjazdu stwierdziłem też, że takie wyprawy trzeba planować samemu. Muszę znaleźć grupę chętnych i jeździć z nimi. Biuro nie da rady trafić w oczekiwania każdego uczestnika, a ja jestem dość specyficzny i w mój gust trafić ciężko 😉
Czy wybrałbym się do Rumunii drugi raz? Tak, już nawet w myślach i rozmowach przewinął się temat przejazdu Karpat Transalpiną w jedną stronę i Transfogarską w drugą. 😉
Czas już zostawić tę wyprawę i zacząć żyć kolejnymi. W piątek, po raz pierwszy jadę na kilkudniową, samotną wycieczkę. W zależności od formy plan przewiduje:
– Piątek: przejazd trasą Szczecin – Niederfinow (ok. 100 km). Sobota: Powrót pociągiem z Eberswalde.
– Piątek: przejazd trasą Szczecin – Niederfinow, Sobota: przejazd trasą Niederfinow – Szczecin
– Piątek: Szczecin – Niederfinow, Sobota  Niederfinow – Myślibórz (ok. 90 km), Niedziela: Myślibórz – Szczecin (ok. 75 km).
Pewnie jakaś relacja z rajdu się tu pojawi.

Sighisoara – Medias

Ostatni dzień jazdy okazał się być najgorętszym na całym wyjeździe.
Żar lał się z nieba, a nas czekała wybrana wcześniej, około 70-cio kilometrowa trasa. Bez większego trudu wyjechaliśmy z Sighisoary, bardzo ładnego miasta, które mogę polecić do zwiedzania.
Po kilku kilometrach, temperatura sięgała prawie 40 stopni Celsjusza. Postanowiliśmy znaleźć jakiś sklep i schłodzić się w nim Colą lub innymi płynami. Po około 30 kilometrach znaleźliśmy się w mieście Dumbraveni, gdzie jeden z tubylców polecił nam restaurację w tamtejszym hotelu. Restauracja ta okazała się najlepsza na całym wyjeździe. My dostaliśmy kubełek lodu w kostkach, którym się schłodziliśmy. Jeszcze przed wyruszeniem w dalszą drogę uzgodniliśmy, że jedziemy do Medias najkrótszą z możliwych dróg. Po 50 kilometrach byliśmy pod hotelem i tak zakończyła się moja rumuńska przygoda.
Powrót do Polski zaczęliśmy o 5 nad ranem w niedziele, by skończyć kilka minut po północy w poniedziałek. Ciekawe jest to, że do granicy polskiej jechało się płynnie, beż najmniejszych korków. Przeprawa przez Zakopiankę okazała się mordęgą. Na szczęście wszyscy są już cali i zdrowi w swoich domach.
Pewnie napiszę jeszcze jakieś podsumowanie mojej wyprawy, dziś wrzucam tylko parę zdjęć z ostatniego dnia.

Ślad gps jest tutaj

 

Rupea Gara – Sighisoara

Dziś zrobiliśmy kolejną 90’tkę w Rumunii. Jechaliśmy po miejscach, gdzie turyści rzadko trafiają. Nie było żadnej restauracji, kawiarni, parku, nic!
Był za to ostry upał, ponad 30 stopni i ostre słońce. Wypiłem chyba 4 litry płynów.
Widoki w tych stronach były piękne. Pagórki momentami wyglądały, jakby ktoś je namalował.
Jestem strasznie zmęczony i nie chce mi się nic pisać, więc może po prostu wrzucę kilka fotek z wczoraj i dziś.
Ślad GPS jest tutaj.