Archiwum miesiąca: czerwiec 2017

Wyprawa w przeszłość

Wczorajsza wyprawa przebiegała śladami mojej pierwszej.
Było to dwadzieścia, może więcej lat temu, gdy spędzałem wakacje na wsi u dziadków.
Pewnego dnia przyjechał do nich rowerem mój wujek, mieszkający kilkanaście kilometrów dalej. Zaczął żartować, że jutro zabiera mnie ze sobą do siebie. Ja od dziecka nie miałem poczucia humoru, dlatego uwierzyłem i wujek nie miał wyjścia.
Wyruszyliśmy tuż po śniadaniu. Wujek na jakimś rowerze Rometa (chyba miał koło 28″) z trzybiegową piastą planetarną, a ja na moim już starym Romecie Pudel (jestem niemal pewien, że pisałem o nim post, ale nie mogę go odnaleźć). Jest to dziecięcy rower, który ma koła 16″ i jednorzędowy napęd.
Wyprawa zaczęła się brukowaną ulicą, następnie minęliśmy łąki, na których wcześniej chowałem się w stogach siana z dziadkiem przed deszczem.
Następnie minęliśmy kilka wiosek, a w każdej zatrzymywaliśmy się na lody.
Teren do płaskich nie należał. Jazda na dziecięcym rowerku była naprawdę wyczerpująca.
Po przyjeździe na miejsce, obejrzeliśmy z wujkiem wyścig Formuły 1 i wróciliśmy.
Pamiętam tylko, że po tej wyprawie, przez tydzień nie mogłem usiąść na siodełku, a uda piekły mnie kilka dni
Z wczorajszej perspektywy i Pszczoły trasa  wydała się łatwa i płaska. Kiedy myślałem sobie, że jechałem tam jako dziesięciolatek, na Pudlu to nabierałem do siebie szacunku 😉
Moja wczorajsza podróż, różniła się od tej sprzed lat tym, że wróciłem do domu nie żyjących już dziadków krótszą, ale bardziej zatłoczoną i malowniczą drogą.
Przejechałem tę trasę między innymi po to, żeby wiedzieć ile kilometrów miała moja pierwsza wyprawa.. 15km w jedną stronę, sporo!
Dla chętnych link znajduje się tutaj.

Przejażdżka w Boże Ciało

Dzisiaj nie miałem konkretnego planu wycieczki.
Postanowiłem pojechać przed siebie i zobaczyć, gdzie mnie zaniesie.
Zaniosło mnie w znane okolice. Po drodze odgrzałem sobie na obiad botwinkę, którą dostałem od mamy.
Jak pogoda się utrzyma to jutro zrobię coś ekstra 😉

Pierwsza setka 2017!

Dzisiaj w końcu były warunki bym poszedł na cały dzień na rower. Przejechałem ponad 100 kilometrów. przez pierwsze 40 towarzyszyła mi siostra. Później miała dosyć i wróciła krótszą drogą.
Odwiedziliśmy miasteczko Gaertz, położone niedaleko Gryfina. W wiosce Mescherin, zatrzymaliśmy się na pyszną gulaszową 😉
Forma wraca. To jeszcze nie jest to, co prezentowałem przed wyprawą do Słowenii, ale jest dobrze… i na pewno będzie jeszcze lepiej!