Archiwum miesiąca: sierpień 2015

Pierwszy dzień w Słowenii

W końcu dojechaliśmy do Słowenii! Tym razem podróż odbyła się bez korków.
Pierwszą noc spędziliśmy niedaleko Kranjskiej Góry, w pensjonacie prowadzonym przez rosyjskie małżeństwo. Bardzo mili ludzie. Dostaliśmy od nich mnóstwo punktów, które warto zobaczyć. Zrobili nam również pyszne, rosyjskie, słodkie placki na śniadanie. Cieszę się, że jeszcze tam wrócimy :)Podczas podróży do Bledu mieliśmy małą przygodę – Openstreet miał mocno niedokładną mapę i pomyliłem przez to drogę i miałem hardkorowe MTB z sakwami. Myślałem, że koleżanka mnie zabije.
W pewnym momencie droga była nieprzejezdna i musieliśmy zawrócić i udać się główną drogą. Mogliśmy przy okazji podziwiać piękne, górskie widoki.
Bled jest bardzo ładny. Moim zdaniem, jest dużo ładniejszy niż Zell am See. Spędziliśmy nad jeziorem około dwóch godzin (godzina zeszła nam na pływanie!).
Dojazd do naszego dzisiejszego noclegu biegł po bocznych drogach, na których były nieziemskie widoki. Nocleg też jest wspaniały!
Link do filmu MTB
Link do śladu

Jak Dzik się zniszczył na wsi.

Moi znajomi spędzają obecnie weekend na wsi. Umówiliśmy się, że przyjadę do nich i wyskoczymy razem na wycieczkę.
Openroute wyznaczył mi drogę, która miała niewiele ponad 30 kilometrów (o 10 km mniej niż normalna), więc się cieszyłem, że się nie zmęczę.
W trakcie jazdy okazało się, że droga ta to głównie grząski piach, więc trochę się zmęczyłem. Podczas przejazdu przez jedną wieś, okazało się, że droga jest zamknięta bo spadło jakieś drzewo i właśnie sprzątała je straż. Postanowiłem więc porozmawiać ze strażakiem bo mnie przepuścił, a dialog wyglądał mniej więcej tak:
– Czy mógłbym przejechać?
– Nie.
– A chociaż przejść bokiem? To zajmie tylko kilka sekund.
– Nie.
– A długo panom zajmie sprzątanie?
– Ze dwie godziny.
– A da się jakoś tę drogę objechać?
– Nie. – Nie ma jakieś drogi w lesie?
– No jest…
– Jak się tam dostać?
– Tu zaraz trzeba skręcić w lewo i potem dojechać do boiska i tam będzie droga.
To jadę zaraz w lewo i słyszę za sobą „dalej!!”. Jadę w następne lewo i okazuje się, że to jakaś łąka, gdzie rośnie pełno pokrzyw. ostro się poparzyłem, ale postanowiłem iść dalej. Dalej był jakiś rów w którym leciała woda, przypominająca ściek. Rów był za duży żeby przenieść Pszczołę nie mocząc nóg, więc poszedłem dalej, przez pola. dotarłem w końcu na „boisko”, na którym bramki były zbite z trzech sosen, a trawa na murawie miała około 50 cm wysokości. droga rzeczywiście była i dalej moja podróż przebiegła bez zakłóceń (nie licząc grząskiego piachu).
Na miejsce spotkania z towarzyszami dotarłem jakieś 30 minut później niż planowałem. Pojechaliśmy nad jezioro Trzemeszno, które również znalazłem na openstreet mapach. Niestety, okazało się, że nie da się tam popływać. Wróciłem jeszcze z nimi do gospodarstwa agroturystycznego, zjadłem babeczki produkcji koleżanki i wróciłem do domu.
Powrót był koszmarnie męczący. Opuściły mnie siły, a piach wcale nie był mniej grząski.
Po powrocie, nim poszedłem do domu, odpoczywałem w garażu ze 20 minut.
Byłem zmęczony bardziej niż po Großglocknerze. W sumie, przez cały dzień przejechałem ok 80 km, z czego około 60 było po po gruncie/piachu. Mniej więcej 40 kilometrów to grząski piach. Nogi na czymś takim naprawdę dostają.
Niestety, w tę podróż nie zabrałem aparatu, więc mam tylko 2 zdjęcia z telefonu. Jedno to łąka. Były tam sarny, ale nim zrobiłem zdjęcie uciekły. Drugie to panorama znad jeziora.

Austria w krótkim podsumowaniu

– Jak było?
– Trudno. Ciężkie podjazdy i wysoka temperatura. W sumie, w moim wypadku, temperatura była gorsza od podjazdów.
– A przyroda?
– Piękna, ale jak dla mnie zbyt mocno zindustrializowana. Praktycznie nie ma dzikich zwierząt, wszędzie są drogi, ma się wrażenie, że nawet hale są koszone. To nie jest to, co Dzik lubi najbardziej.
– Czy poleciłbym komuś Austrię?
– Na pewno, ale raczej osobie, szukającej wyzwań na asfalcie i chcącej mieć piękne widoki na wyciągnięcie ręki. Osobie poszukującej dzikości zaleciłbym wyjazd na wschód.
– Czy tam wrócę orać rowerem?
– Never say never.. 😉
Teraz przygotowuję się do Słowenii. Jeżdżę ze swoim bagażem. Ma około 15kg, więc lekko nie jest, ale kto ma dać radę jak nie ja? Oby tylko nie było zbyt gorąco!

Ostatnie dni w Austrii

Dwa ostatnie dni to znowu ciężkie pedałowanie. Najpierw Złota Dolina, potem podjazd do miasta Bad Gastein. Ja byłem już nasycony widokami alpejskimi, dlatego robiłem mało zdjęć. Wróciłem bezpiecznie 😉