Archiwum miesiąca: lipiec 2015

Podjazd pod Großglockner

Dzisiejszy etap miał polegać na tym, by zdobyć drogę prowadzącą pod najwyższy szczyt Austrii oraz lodowiec Pasterze. Etap miał 41 kilometrów długości i 2300 metrów przewyższenia. Po raz kolejny, z powodu temperatury (dochodziła do 40 stopni!) było bardo trudno. Chwilę po tym, jak dojechałem do końca rozpętała się burza z gradem, a temperatura spadła do 10 stopni. Cali przemoczeni i wyziębieni, nie byliśmy w stanie zjechać ze szczytu, dlatego zwiózł nas samochód techniczny.
Dziś pobiłem swój rekord wysokości na rowerze (2503 m według GPS, 2504 według wszystkich oficjalnych źródeł) oraz rekord prędkości zjazdu Pszczołą (prawie 64 km/h według GPS, prawie 65 według licznika). Świetny dzień!Link

Okolice Zell Am See

Dziś w cały dzień jechaliśmy po płaskim. Rano była fajna pogoda, więc postanowiłem przycisnąć. Zaraz dostałem zjebkę, że mam jechać wolniej. To owocowało tym, że jechaliśmy w 40-stopniowym upale, a ja byłem bliski udaru cieplnego. Widoki były jak zawsze ładne, ale z powodu temperatury miałem to gdzieś.
P. S. Byliśmy też w kapitalnym wąwozie. zdjęcia poniżej!
Ślad

Krimml – Bramberg am Wildkogel

Dziś była jedna z najcięższych jazd w mojej karierze.
Wyruszyliśmy rano z Krimml i pojechaliśmy nad jeziorko Blausee, które jest bardzo ładne. Niestety wycinka lasów wokół niego sprawi, że wkrótce nie będzie takie.
Następnie zobaczyliśmy wodospad, którego nazwy nie pamiętam.
Kolejny etap to wjazd do doliny Habach, który okazał się morderczy. Temperatura w słońcu dochodziła do 37 stopni, a cień tam nie występował. Podjazdy miały do 18% stromizny. Bylo bardzo ciężko. Wielu uczestników wciągało rowery na górę. Mi również przeszło t przez myśl, ale potem włączyła się moja natura 'ja nie wjadę?!’ i wjechałem. Było strasznie. Na szczęście w tym roku mam 36 zębów w kasecie. Podczas podjazdu Pszczółka spodobała się jednej krowie. Zaczęła się o nią drapać, a potem ją lizała. Widziałem też jednego świstaka i moczyłem nogi w lodowcowym strumieniu 😉
I zapomniałem – na zjeździe zjarałem tarcze!
Link

Przejazd wzdłuż Krimmler Ache

Wczoraj i dziś kręciliśmy się w okolicach Krimml. Wszystko pięknie, tylko tu wszytsko jest zindustrializowane i w ogóle nie ma dzikich zwierząt!!
Link do trasy

Dzień pierwszy – okolice Jesdorfu

Oficjalnie, moja wyprawa zaczyna się dziś, ale ja z siostrą przyjechaliśmy do Austrii wczoraj.
Rano wybraliśmy się na trasę rozgrzewkową, Nie mieliśmy pomysłu, gdzie jechać więc pojechaliśmy przed siebie. Okazało się, że była to taka ostra trasa, że po pierwszym kilometrze o mało się nie porzygałem, a moja siostra chciała wracać. Jak wiadomo u mnie nie ma opcji 'wracamy’, więc pojechaliśmy jeszcze kawałek dalej i skończyła się droga. Wróciliśmy więc i pojechaliśmy szutrem. Ja już się rozgrzałem, więc było spoko, a siorka też dawała jakoś radę. W pewnym momencie uznała jednak, że dalej nie jedzie. Postanowiłem więc, że dam jej aparat, podjadę jeszcze 50 m w górę i ona mi zrobi super zdjęcie, Wszystko było w porządku, jednak wyłączył jej się aparat i ze zdjęć wyszły nici,
Niedawno dołączyła do nas reszta ekipy i idziemy zwiedzać wodospady w Krimml, mam tylko nadzieję, że nie spadnie deszcz.

Dojechałem!

Jestem już w Austrii. Warunki na drodze były fatalne, a ledwo wjechaliśmy w Alpy zaczęło lać, grzmieć i lać i tak jest do tej pory. Prognozy pokazują, że będzie tak cały czas… no super!

Początek

Pewne wydarzenia, o których niedługo wspomnę, sprawiły, że postanowiłem dziś opisać, jak zaczęła się moja przygoda z rowerem.
Na dwóch kółkach nauczyłem się jeździć stosunkowo późno, w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Nauka zajęła mi jedno popołudnie. Miałem wtedy rower Romet Pudel, który wcześniej służył moim siostrom.
Wcześniej jeździłem na 4 kołkach (pudel miał kółka dokręcane z boku), ale pamiętam, że często spadał mu łańcuch.
Od czasu, gdy poznałem tajniki jazdy na dwóch kółkach, jeździłem wszędzie, gdzie się da i kiedy się da. Wraz z kolegami objechałem podwórko chyba milion razy. Wraz z rodzicami, przemierzyłem mnie więcej taką trasę tak tu, setki razy!
To na pudlu miałem pierwszy, poważny upadek – jechałem z siostrą (tzn. ona szła a ja jechałem) na plażę „Półłysą” przez ogródki. Tam były bardzo strome (jak na tamte czasy) alejki i nie wyhamowałem… Byłem strasznie pozdzierany, ale nie zniechęciło mnie to, jak się naprawiłem przejechałem tę trasę jeszcze szybciej!
Potem przyszła komunia. Po komunii kupiłem sobie rower – Jubilata 2, na kołach o rozmiarze 20”. O nim mogę powiedzieć, że ciężko chodził, że szybko rozbiłem dynamo i że przejechaliśmy razem mnóstwo kilometrów. Zdarzyła się nawet jakaś wycieczka szkolna, której trasa miała może 10 km.
Pudel w tym czasie poszedł do moich dziadków, u których spędzałem wakacje. jeździłem na nim chyba do 10 roku życia, kiedy kopałem już kolanami w kierownice. Na Pudlu odbyłem też wtedy pierwsze wyprawy rowerowe – najpierw wraz z babcią do niedaleko położonej wsi Sumiak (trasa w dwie strony miała może 10 km). Potem, razem z moim nieżyjącym już wujkiem Michałem, przejechałem drogę Karsko – Barlinek – Karsko. Szacowałem na Google, że to około 30 km. Mimo, że w każdej wiosce robiliśmy przerwę na lody, uważam, że byłem kozakiem, że w końcu przejechałem na 16” rowerku 30 km!!
Potem zacząłem być nastolatkiem i jazda na Jubilacie stała się obciachowa. Nie było mnie stać na inny rower, więc zapomniałem o pedałowaniu na długie lata.
Dopiero po studiach przypomniałem sobie co to rower (jeżeli dobrze pamiętam, gdzieś w pierwszych wpisach wyjaśniam w jakich okolicznościach, jeżeli nie, to może kiedyś o tym napiszę;)).
Dwa lata temu Jubilat doczekał się swojego drugiego życia – założyłem mu koszyki, wymieniłem tylną zębatkę, łańcuch, poprawiłem piasty – jest rowerem mojej mamy. Nawet ja się na nim czasem przejadę, ale musi to wyglądać zabawnie bo jest na mnie za mały i mam za nisko siodełko, ale nie chcę psuć maminych ustawień 😉
Również dwa lata temu znalazłem Pudla. Stał na strychu w stodole mojej babci. Kilka dni temu przywiozłem go do siebie do garażu i będę chciał by po raz kolejny wrócił do formy. Będzie to bardzo trudne zadanie, gdyż w stodole cieknie dach i niestety woda leciała prosto na niego. Rower ten ma około 40 lat i mam z nim mnóstwo wspomnień, dlatego postaram się zrobić wszystko by go przywrócić do życia! Jego stan można ocenić na zdjęciu, które będzie zamieszczone niżej.
W zeszłym tygodniu, wybrałem się na wycieczkę z kolegą z Filipin. Odwiedziliśmy Krzywy Las. Było fajnie bo on ma bardzo mocną kondycję (ale dałem radę go zmęczyć!!). Myślę, że wrzucę tu kilka fotek z tego wyjazdu.
Jutro rano wyjeżdżam na wyprawę rowerową do Austrii, do parku Wysokie Taury. Myślę, że znajdzie się tu kilka relacji. Spadam spać.
Dobranoc „Pamiętniczku” 😉

Przerwa

Nie zaglądałem tu ponad miesiąc..
Głównie z powodu tego, że mało jeździłem i nie było o czym pisać 😉
17.07. wyruszam do Austrii na pedałowanie i już nie mogę się doczekać!
Wrzucam kilka zdjęć z czerwcowego wypadu do Locknitz w Niemczech