Wizyta w szuwarach

Drugi dzień w Logu pod Mangartom zaplanowany był jako dzień odpoczynku lub wyprawy raftingowej. Okazało się jednak, że musimy odwołać etap chorwacki naszej wyprawy bo wszystkie kraje zamknęły się na osoby przyjeżdżające z tego kraju. Postanowiliśmy więc zmienić kierunek kolejnych etapów i korzystać z roweru ile się da bo prawdopodobnym stał się przymus wcześniejszego powrotu do domu.
Wybraliśmy się tego dnia na wycieczkę do Kobaridu, bez wgranego szlaku bo oficjalną drogę znam na pamięć, a jak wymyślimy coś ciekawszego to będzie jeszcze lepiej.
Tuż za Bovcem było rozgałęzienie, na drogę asfaltową i taką, którą jeszcze nie jechałem. Sprawdziłem na nawigacji, że na pewno dojedziemy nią do Kobaridu lub jakiegoś mostu umożliwiającego nam powrót na asfalt. Początkowo szutrowo-żwirowa droga była bardzo przyjemna, prowadziła tuż przy brzegu rzeki Soca. Dojechaliśmy do jednego z wielu mostów wiszących, gdzie zrobiliśmy sobie sesję. Stwierdziliśmy też, że jest tak przyjemnie, że będziemy kontynuować jazdę tą stroną.
Niestety po jakimś czasie droga odeszła od rzeki, zrobiła się wąska, stroma i pełna luźnych kamieni, co bardzo utrudniało jazdę. Na domiar złego, zaczęło grzmieć. Okazało się, że znaleźliśmy się na pieszym wariancie drogi Alpe Adria.
Walka z trudną drogą trwała kilka kilometrów. Potem znowu wróciliśmy nad rzekę, gdzie czekał na nas most i pole biwakowe. Przekąsiliśmy na nim małe co nieco, przeanalizowaliśmy radary i prognozy pogodowe i podjęliśmy decyzję o jak najszybszym powrocie główną drogą do hotelu.
Przez długi czas widzieliśmy jak jedziemy równolegle do ogromnej ulewy. Dopadła nas ona dopiero na podjeździe z Bovca do Logu, ale wtedy była już dość słaba i nie przemokliśmy do suchej nitki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.