Dzisiaj rano powitał nas deszcz. Padało i padało. Czekaliśmy do 11 i nic się nie zmieniło, więc postanowiliśmy ruszyć. Po 3 kilometrach i ostrym zjeździe byłem już mokry. po następnych 4 zaczął się podjazd i… skończył się asfalt. Droga szutrowa, którą jechaliśmy byłaby bardzo przyjemna… gdyby nie to, że płynęły nią strugi wody, a spod kół wylatywało mnóstwo drobin. Drobiny te powchodziły mi gdzieś w tylną przerzutkę i przez to miałem bardzo utrudnione zmienianie biegów. Nie wchodziły mi zębatki numer 7,8 i 9. Pozostałe wskakiwały po naprawdę ostrej walce. Walka z rowerem sprawiła, że przyjemność z jazdy była jeszcze mniejsza. Na koniec postanowiliśmy przejechać jeden odcinek krajową trasą rowerową… okazało się, że biegnie ona przez las, jest szutrowa i ma takie nachylenie, że rower z sakwami zrywał rozmoczony materiał drogowy. Musieliśmy pchać nasze pojazdy. po dotarciu na miejsce zrobiliśmy pranie… praktycznie wszystko poszło do pralki bo było brudne lub mokre. Obiad zamówiliśmy do domu bo lało, że nie było widać świata… wieczorem wyczyściłem Pszczołę (w krótkich spodenkach i t-shircie przy około 14 stopniach Celsjusza, deszczu i zimnym wietrze). Powinna już działać.
na szczęście jutrzejsze prognozy mówią, że nie powinno padać..
Dziś zrobiłem może 3 zdjęcia, dlatego galerii nie będzie.
Lauen – Mandal
Dodaj komentarz