Szczecin – Niederfinow – Myślibórz – ?

Ten weekend jest bardzo mocno rowerowy. Dwa samotne, długie dni, pełne wrażeń. Do rzeczy:

Dzień 1:
Take me down, take me down, to the meadows of green – ciągle nuciłem sobie podczas jazdy wzdłuż Odry. Zaczęło się od przejazdu przez Puszczę Bukową, kilku wiosek i Gryfina. Tereny te znam dość dobrze, więc szło nieźle. Prawdziwy trip zaczął się w za wioską Mescherin, gdzie zza lasu wyłoniła się Odra z terenami zalewowymi z jednej strony i zielone łąki z drugiej. Trasa biegnie cały czas po wale przeciwpowodziowym, więc jest płaska i szybka. Po drodze mija się mnóstwo ptaków i pasących się zwierząt. W miasteczku Schwedt postanowiłem zrobić sobie przerwę na obiad. Zjadłem pizzę turecką w pierwszym, napotkanym kebabie i pomknąłem dalej. Teraz już w nieznane, gdyż już wcześniej byłem w Schwedt na rowerze.
Trasa, którą wyznaczył mi serwis openrouteservice.org biegła wzdłuż wału, aż do miejscowości Lunow, gdzie skręcała w las. Las ten okazał się być niezbyt przyjemny. Mój licznik pokazywał, że przejechałem już ponad 80 km, a teraz zaczął się bruk. Jakbym Chciał jeździć po bruku to zostałbym w Puszczy Bukowej! Po jakichś 20 kilometrach jazdy po „Niemieckiej Puszczy Bukowej” stwierdziłem, że lepiej będzie poszukać alternatywy. Postanowiłem tak bo nie jest mądrze jeździć po głębokich lasach, poza jakimkolwiek szlakiem w obcym państwie. Dodatkowo w lesie tym nie miałem zasięgu GSM, więc nawet nie mógłbym wezwać pomocy.
Wyjechałem w miasteczku Liepe, bardzo ładne niemieckie miasto. Stamtąd już tylko 5 km do podnośni statków i kolejne 5 do pola namiotowego (niestety, skręciłem źle i zrobiłem jeszcze ze 3 😉 ).
Na polu miałem wynajęty domek, a w zasadzie budę zbitą z desek, z dwoma łóżkami i podłogą z cegły rozbiórkowej. Pani właścicielka była bardzo przerażona tym, że chcę do domku wstawić rower (nie wiem, czy bała się, że rower zniszczy cegły, czy co?), ale jakoś to przetrawiła. Łóżko było wygodne, zasnąłem szybko. Mam fajny śpiwór puchowy, więc było mi bardzo ciepło (momentami, aż za ciepło 😉 ).

Dzień drugi:
Rano wstałem i pojechałem zwiedzać podnośnię. Jest całkiem fajna, ale trzeba wjechać na górę. bo na dole to po prostu kawał konstrukcji z nitowanej stali i betonu. Na górze jest świetny widok, fajnie wyglądają wciągane statki i w ogóle, jakoś czuć majestat miejsca.
Kiedy jechałem do pochylni, zobaczyłem znaki, że z Niederfinow do Lunow jest droga rowerowa…
Do miejscowości, w której chciałem przekroczyć granicę też była, dlatego olałem GPS i pojechałem po znakach. Bez problemu dotarłem do Osinowa dolnego i… wróciłem na szlak, wyznaczony przez GPS… Oj, poleciało dużo brzydkich słów pod adresem tego serwisu… Ta droga była albo brukowana, albo piaszczysta. Tak grząska, że momentami nie dawało się jechać. Kiedy dotarłem do asfaltu, postanowiłem, że lepiej jest jeździć z TIRami po głównych drogach niż ciągnąć się po lesie 10 km/h. Po ok 70 km, miałem wielki kryzys, który trwał, do końca.
Dojechałem na ogród rodziców, gdzie mama zagoniła mnie do zrywania aronii. Urwałem całe wiadro!
Potem, już w łóżku, trochę pomęczyły mnie kurcze w nogach.

Dzień 3:
Dziś jestem zmęczony, ale spokojnie dam radę dojechać do Szczecina. Niestety, mamusia kusicielka chce, żebym został na obiedzie to mi zrobi pierogów z jagodami.. Co tu robic?!

Edit:
Jestem leniwym łasuchem, wracam autem! ;)Odkryłem, że da się tu wstawiać całe galerie… cool, będzie łatwiej przeglądać fotki!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.