Dzisiejszy poranek przywitał nas ciężkimi chmurami. We włoskim ośrodku dostaliśmy włoskie śniadanie – ciasteczka, płatki, sucharki i tym podobne rzeczy, których zazwyczaj nie jadam i których jedzeniem nazwać nie mogę, Spowodowało to, że jak tylko znaleźliśmy się na nowo w Słowenii, poszliśmy do piekarni kupić jedzenie.
Tuż po tym, jak się najedliśmy zaczął padać deszcz… i lał z przerwami cały dzień. Był to pierwszy deszcz od wielu tygodni i dlatego do rzeki Soča, wzdłuż której jechaliśmy wpadło dużo błota. Ta zamiast być idealnie błękitna, zamieniła się w rzekę w kolorze błota. Mimo to, widoki w jej dolinie są piękne. Był to chyba najlepszy dzień do tej pory. Niestety, z powodu deszczu zdjęcia wyszły szare i jest ich niewiele.
Dzisiaj też nawigacja wyprowadziła nas na ścieżkę, która miała ok 30% wzniosu, była z kamienia i momentami przecinała wyschnięte koryto strumyka. Świetnie pchało się tam rower 😉
Dzień zakończyliśmy na moście wiszącym, uciekając przed burzą. Fajna przygoda 😉
- Leje
- Dzik deszczowy
- Ten tunel to zbawienie przed deszczem
- typowy widok podczas pierwszego etapu podróży po dolinie Soczy
- Chwilę przed pchaniem roweru
- Będzie padać…
- Znowu będzie ulewa
- Zawsze chciałem mieć takie foto 😉
- Most w Kobaridzie
- Zdjęcie jakiejś mieściny