Archiwum dnia: 22 kwietnia, 2019

Wąwóz Vintgar i jezioro Bohinj

W ostatnim etapie naszej wyprawy, znowu odwiedziliśmy Słowenię. Tym razem wybór padł na piesze zwiedzanie wąwozu Vintgar oraz rowerowa wycieczka nad jezioro Bohinj.
Zatrzymaliśmy się w miejscowości Žirovnica. Po przejeździe z Karlobagu byliśmy strasznie głodni, dlatego zanim poszliśmy się zameldować, poszliśmy zjeść obiad w pizzerii, która była pod ośrodkiem. Kiedy po obiedzie poszliśmy się zameldować, usłyszeliśmy, że można to zrobić od 18, a jest 15 i mamy sobie iść. Pojechaliśmy więc zwiedzić wąwóz. Miejsce to widzieliśmy kilka lat temu z góry, kiedy jechaliśmy do Bledu i skończyła nam się droga.
Sam wąwóz jest bardzo pięknym miejscem. Polecam każdemu.
Kiedy wróciliśmy do ośrodka, przywitała nas inna pani, oznajmiając, że rozmawiała z właścicielką, że tu jest remont i że mamy sobie iść do niej. Powiedziała też, że ten ośrodek to nora, a ona ma dużo fajniejszy apartament. Byliśmy nieco zdziwieni, ale po kilku minutach rozmowy, stwierdziliśmy, że możemy się przenieść, pod warunkiem, że dostaniemy śniadanie w dniu wyjazdu. Pani niechętnie, ale się zgodziła.
Jej pensjonat okazał się być bardzo przytulny. Mieliśmy dla siebie trzy pokoje i łazienkę.
Rano wyruszyliśmy w podróż nad jezioro. Jechało się jak zawsze w Słowenii – przyjemnie, pośród zielonych łąk, z widokiem na góry. W tym wypadku widzieliśmy Trygława. Po drodze, minęliśmy jeszcze jezioro w Bledzie.
Dziwne było to, że wycieczka odbyła się bez większych problemów. Nad jeziorem Bohinj posiedzieliśmy w uroczej knajpce, poleżeliśmy na wielkich leżakach i wróciliśmy późnym wieczorem.
Rano okazało się, że właścicielka pensjonatu zrobiła nam śniadanie, jak dla armii – jajecznica z pięciu jaj, smażone kiełbaski… dla jednej osoby! Była bardzo niezadowolona, jak usłyszała, że najemy się tym oboje. Żebyśmy nie byli zbyt głodni w drodze, dostaliśmy jeszcze domowe ciasto.
To kolejne miejsce w Słowenii, które będę bardzo dobrze wspominał.
Samą wyprawę uważam za udaną. Mimo, że mieliśmy wiele problemów ze zdrowiem, sprzętem i losem, przejechaliśmy ponad 750km i nie mogliśmy narzekać na nudę. Ludzie mieszkający na Bałkanach są bardzo mili i otwarci.
Nie mogę się doczekać powrotu w tamten rejon 🙂