Archiwum kategorii: Uncategorized

Zermatt i Matterhorn

Z racji tego, że przez ostatnie kilka dni nie miałem Internetu, dziś zamieszczam zaległe posty.
19.08 po przyjeździe, zdecydowaliśmy solidarnie, że jesteśmy zmęczeni i robimy sobie przerwę. Przydało się to. Mogliśmy odpocząć i zregenerować się.
20.08 pedałowaliśmy do miejscowości Zermatt i dalej, mieliśmy wjechać pod Matterhorn. W Zermatcie, zdecydowaliśmy jednak, że droga jest zbyt trudna i wjechaliśmy na miejsce przeznaczenia kolejką.
Początkowo, plan zakładał, że zjedziemy stamtąd na rowerach. Ja jednak, szybko stwierdziłem, że to nie dla mnie. Trzeba było jechać ścieżkami pełnymi ostrych kamieni, które były jedynie wydeptane przez turystów i które miały kilkanaście procent spadku. Zdecydowaliśmy jednak, że spróbujemy, ale szlaki były źle opisane i po zjeździe 600m okazało się, że jesteśmy na stacji kolejki, z której nie ma rozsądnego zjazdu i trzeba by się cofnąć po ścieżce mającej czasami około 20% kilka kilometrów.
Wróciliśmy więc pociągiem na dół.
Stwierdzam, że chyba się starzeję bo naprawdę mi się nie podobało. Pszczoła z sakwą zachowywała się mało posłusznie, a wokół były jedynie rowery z pełnym zawieszeniem lub przeznaczone do dowwnhillu.
No cóż, starość.. 😉
Sama mieścina może i jest całkiem ładna, ale z powodu natłoku turystów

przypomina Krupówki. Brakowało tylko oscypków, papuci z owcy i ciupag. Zdecydowanie nie mój klimat!

Przełęcz Kleine Scheidegg, czyli pedałowanie pod Północną Ścianą Eigeru

Dzisiaj mieliśmy w planach podjechać, jak najbliżej Eigeru. Trudność polegała na tym, że nie mieliśmy dużo czasu bo szło załamanie pogody, a zanim ono nastało panował niemiłosierny upał. Droga na przełęcz jest bardzo stroma. Jest w większości pokryta asfaltem, ale mimo to jedzie się po niej ciężko. Ostatnie kilkaset metrów podjazdu ma nawierzchnię szutrową. Jest przy okazji mega strome. Z moimi umiejętnościami, trzeba było pchać rower. Pod koniec skończyła mi się bateria w aparacie… na szczęście, nie był to jedyny aparat!
Na górze mogliśmy zjeść obiad, podziwiając góry. Zjazd był równie niełatwy. Szuter był bardzo grząski i nierówny, a ja trochę szybko jechałem 😉
Udało się uciec przed burzą. Chwilę po zapakowaniu rowerów do auta zaczęło lać, że nie było widać świata.

Grosse Scheidegg i inne

Dzisiejszy etap podróży to wspinaczka, na przełęcz Grosse Scheidegg, położoną na wysokości 1962 metrów nad poziomem morza. Stamtąd pomknęliśmy ostro w dół do miejscowości Istelwald by na koniec wrócić do Grindelwaldu.
Upał i ostre słońce, bardzo dawały się we znaki. Na szczęście, co chwilę znajdowaliśmy źr

ódło, w którym mogliśmy uzupełnić wodę. Tutejsze źródła mają pyszną wodę, a jej chłód sprawia, że szybko wracają siły do dalszych zmagań z drogą.

 

Jungfraujoch

Przyszedł czas, że zapragnąłem mieć przerwę w trakcie wyprawy. Podczas obecnego wyjazdu, odpoczynek od roweru przypadł w miejscowości Grindelwald, skąd pojechaliśmy kolejką na przełęcz Jungfraujoch. Po drodze można zobaczyć z bliska północną ścianę Eigeru, która dziś, przez większość dnia była za chmurami. Na końcowej stacji znajduje się ośrodek, z którego można obejrzeć lodowiec Aletsch, największy lodowiec Alp, Moncha, Jungfrau, jaskinię wykutą w lodowcu i wiele innych. Po wjeździe na blisko 3500m czułem się jak po tygodniu picia. Miałem zadyszkę po kilku krokach, głowa mało mi nie eksplodowała, jednak uważam, że było warto. Widoki oceńcie sami 😉

Okolice Engelbergu

Dzisiejszy, w przeważającej części słoneczny dzień, spędziliśmy na podjeździe do wioski Engelberg. Wioska położona jest w bardzo malowniczej dolinie. Dostaliśmy się tam drogą MTB. Był naprawdę spory wycisk. W pewnym momencie musieliśmy prowadzić rowery.
Wracaliśmy stamtąd jednak normalną drogą (ku mojej rozpaczy) bo szło na burzę. Ta mimo wszystko złapała nas, ale udało znaleźć się nam schronienie i przeczekać najgorsze.

Glaubenberg Passhoehe

Dzisiaj przenieśliśmy się autem w okolice Lucerny.
Plan zakładał zdobycie przełęczy Glaubenberg – 1000m podjazd. Udało się, chociaż panował niemiłosierny skwar. Momentami temperatura zbliżała się do 40 stopni Celsjusza. Na szczęście po drodze mieliśmy kilka źródeł, z których płynęła zdatna do picia, zimna woda.
Okolice są tu przepiękne. Wspaniałe jeziora, zielone łąki, lasy ze starymi drzewami.
Mękę podjazdu zrekompensował oczywiście szybki zjazd 😉

Okolice jeziora Bodeńskiego

Wczoraj dotarliśmy do Szwajcarii – miejsca kolejnej wyprawy.
Śpimy w uroczym miejscu, blisko jeziora Bodeńskiego. Dziś zwiedzaliśmy Austriacką część jego wybrzeża. Delikatna jazda, 68km, z podjazdem na koniec, mającym do 20%.
Póki co, pogoda dopisuje i z tego cieszę się najbardziej!

Wyprawa w przeszłość

Wczorajsza wyprawa przebiegała śladami mojej pierwszej.
Było to dwadzieścia, może więcej lat temu, gdy spędzałem wakacje na wsi u dziadków.
Pewnego dnia przyjechał do nich rowerem mój wujek, mieszkający kilkanaście kilometrów dalej. Zaczął żartować, że jutro zabiera mnie ze sobą do siebie. Ja od dziecka nie miałem poczucia humoru, dlatego uwierzyłem i wujek nie miał wyjścia.
Wyruszyliśmy tuż po śniadaniu. Wujek na jakimś rowerze Rometa (chyba miał koło 28″) z trzybiegową piastą planetarną, a ja na moim już starym Romecie Pudel (jestem niemal pewien, że pisałem o nim post, ale nie mogę go odnaleźć). Jest to dziecięcy rower, który ma koła 16″ i jednorzędowy napęd.
Wyprawa zaczęła się brukowaną ulicą, następnie minęliśmy łąki, na których wcześniej chowałem się w stogach siana z dziadkiem przed deszczem.
Następnie minęliśmy kilka wiosek, a w każdej zatrzymywaliśmy się na lody.
Teren do płaskich nie należał. Jazda na dziecięcym rowerku była naprawdę wyczerpująca.
Po przyjeździe na miejsce, obejrzeliśmy z wujkiem wyścig Formuły 1 i wróciliśmy.
Pamiętam tylko, że po tej wyprawie, przez tydzień nie mogłem usiąść na siodełku, a uda piekły mnie kilka dni
Z wczorajszej perspektywy i Pszczoły trasa  wydała się łatwa i płaska. Kiedy myślałem sobie, że jechałem tam jako dziesięciolatek, na Pudlu to nabierałem do siebie szacunku 😉
Moja wczorajsza podróż, różniła się od tej sprzed lat tym, że wróciłem do domu nie żyjących już dziadków krótszą, ale bardziej zatłoczoną i malowniczą drogą.
Przejechałem tę trasę między innymi po to, żeby wiedzieć ile kilometrów miała moja pierwsza wyprawa.. 15km w jedną stronę, sporo!
Dla chętnych link znajduje się tutaj.

Przejażdżka w Boże Ciało

Dzisiaj nie miałem konkretnego planu wycieczki.
Postanowiłem pojechać przed siebie i zobaczyć, gdzie mnie zaniesie.
Zaniosło mnie w znane okolice. Po drodze odgrzałem sobie na obiad botwinkę, którą dostałem od mamy.
Jak pogoda się utrzyma to jutro zrobię coś ekstra 😉

Pierwsza setka 2017!

Dzisiaj w końcu były warunki bym poszedł na cały dzień na rower. Przejechałem ponad 100 kilometrów. przez pierwsze 40 towarzyszyła mi siostra. Później miała dosyć i wróciła krótszą drogą.
Odwiedziliśmy miasteczko Gaertz, położone niedaleko Gryfina. W wiosce Mescherin, zatrzymaliśmy się na pyszną gulaszową 😉
Forma wraca. To jeszcze nie jest to, co prezentowałem przed wyprawą do Słowenii, ale jest dobrze… i na pewno będzie jeszcze lepiej!