Powrót do Szwajcarii

Plan na dalszą podróż był dość prosty – Pojechać do Grindelwaldu, wjechać po raz kolejny na przełęcz Kleine Scheidegg i pojechać dalej, tak daleko jak się da. Następnego dnia odwiedzić Lauterbrunnen. Dalej pojechać autem na drugą stronę Grosse Scheidegg, skąd odbyć się miały wycieczka do Interlaken i atak na przełęcz Grimsel. Potem mieliśmy już pojeździć rekreacyjnie w okolicach Lucerny.
Podróż z Bormio do Grindelwaldu zajęła trochę czasu – najpierw musieliśmy przejechać przez jednokierunkowy tunel, pod którym staliśmy około dwóch godzin. Nie był to jednak stracony czas bo przed wjazdem do tunelu jest jezioro Livigno z pięknymi widokami. Musieliśmy także załadować auto na pociąg i przejechać przez góry, których nazwy już niestety nie pamiętam.
Im bardziej zbliżaliśmy się do Grindelwaldu, tym bardziej padało. W samej miejscowości, chmury były tak gęste, że przysłoniły prawie całkowicie, górujący nad doliną Eiger. Byliśmy jednak pełni optymizmu, przecież póki co, pogoda była dla nas łaskawa.
Rano okazało się, że deszcz jest tak intensywny, że wyjazd rowerem nie ma sensu. Dopiero późnym popołudniem dało się wyjść na miasto w celu zwiedzenia go i zrobienia zakupów.
Następny dzień przyniósł słońce. Postanowiliśmy złączyć dwa dni w jeden, czyli pojechać do Lauterbrunnen, a potem wjechać na Kleine Scheidegg.
Pierwsza część planu została zrealizowana pomyślnie. Lauterbrunnen, w rzeczywistości jest jeszcze piękniejsze niż na zdjęciach. Druga powiodła się tylko w połowie – zjedliśmy za duży obiad i podjazd pod przełęcz był bardzo ciężki, dlatego dojechaliśmy do granicy lasu i zawróciliśmy.
Następnego dnia bardzo szybko przemieściliśmy się do Innertkirchen, skąd pojechaliśmy rowerami do Interlaken. Trasa prowadziła drogami asfaltowo-szutrowymi. Szutry bywały trudne i strome, ale zawsze w idealnym stanie. Widoki zapierały dech w piersiach.
Niestety, następnego ranka padał deszcz i chmury wisiały nisko nad górami. Postanowiliśmy pojechać na przełęcz Grimsel, jednak po godzinie postanowiliśmy odpuścić bo jeździ się dla widoków, a nie po to by wdrapywać się pod górę we mgle.
Kolejne dni były jeszcze gorsze – góry na wysokości 1000 mnpm były już zaśnieżone, a nad całą Europą stał niż, który przyniósł olbrzymie ulewy. Z tego względy postanowiliśmy odpuścić Lucernę i od razu przenieść się do Czech, miejsca naszego kolejnego etapu, jednak i tam lało niemiłosiernie, dlatego po dwóch dniach siedzenia w hotelu, postanowiliśmy przedwcześnie zakończyć wyprawę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.